Wszyscy się rozeszli, żeby przygotować się do balu. Ja również poszłam do swojego domku. Przyjrzałam się sukience nie była taka zła. Dobrze, że nie różowa. Nie cierpiałam tego koloru. Przecież on jest idiotyczny. Kiedy myślę o tym kolorze widzę jakąś małą dziewczynkę, która mama zmusza do noszenia go ponieważ wydaję się słodki. Tak jasne jak jakiś kolor może być słodki. Okej za bardzo rozmyśliłam na temat koloru. Przecież nie długo przychodzi Austin. Usiadłam przed lustrem. Boże jak ja nie lubię bawić się włosami. Jednak to jest bal, a nie pozwolę nikomu siebie uczesać. [ fryzura ]. Kiedy udało mi się uporać z moim włosami. Przyjrzałam się swojej fryzurze. Nie jest najgorzej. Prosta ale ładna. Teraz pora ubrać sukienkę. Czemu nie można iść na bal w spodniach. Nie znoszę ubierać sukienek, spódniczek itp. Po prostu to nie dla mnie. Wole spodnie i do tego bluza z kapturem. Mój przyrodni brat mówił mi, że jestem chłopczycą. Może taka właśnie jestem. Jednak na pogrzeb mamy ubrałam sukienkę. W końcu to była jej ostatnia wola. Zawsze miałam z nią dobre stosunki. Daleko było nam do zostania przyjaciółkami ale jednak mogłam na niej zawsze polegać. Poczułam jak spływa łza po policzku szybko ją wytarłam. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam ja za nimi stał Austin.
- Jesteś już gotowa? - spytał się mnie.
- Jasne tylko ubiorę buty - usiadłam na łóżku założyłam buty. Te których przyszłam do tego obozu. Chciałam, żeby jakaś cząstka mamy była ze mną. Te buty kiedyś należały do niej. - Okej możemy już iść - powiedziałam do niego. Poszliśmy na sale, którą szykowały dzieci Afrodyty. Wyglądała zdumiewająco. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po prostu ona była super. Jakbyśmy cofnęli się w czasie do średniowiecza. Zauważyłam, że na balu są wszyscy od bogów, nauczycieli do herosów, satyrów. Nie wiedziałam co mam myśleć. Na chętniej bym zawróciła i wróciła do swojego pokoju. Ponieważ ten bal nie wyglądał na zwykły tylko na jakąś uroczystą uroczystość. Cofnęłam się o krok.
- Nie to nie dla mnie... Nie mogę tak po prostu się bawić... Przecież kilka dni temu pochowałam mamę - zaczęłam się tłumaczyć. Jednak Austin nie puszczał mojej dłoń.
- Przecież możesz wejść nie musisz chodzi na czarno. Wystarczy że nie zapomnisz o niej. Ona ciągle żyję tutaj - dotknął mojej klatki piersiowej tam gdzie miałam serce. Dla czego jest dla mnie taki miły przecież ledwo mnie zna.
- To trudne - powiedziałam do niego.
- Wcale nie uśmiechnij się podnieś głowę do góry, a troski zostaw za tymi drzwiami - powiedział Austin. Postanowiłam, że wejdę ale tylko na chwilę. Przy pierwszej okazji ucieknę jak kopciuszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz