Głośny brzęk budzika wyrwał mnie z objęć Morfeusza .Niechętnie zwlekłam się z hebanowego łóżka .Poczułam zimny marmur pod stopami .Ziewnęłam.Stałam naprzeciw wielkiego zwierciadła ,które dostałam chyba na piąte urodziny.Spojrzałam w swe odbicie. Złapałam z szafki szczotkę do włosów. Były w okropnym nie ładzie. Pomijam fakt, że wciąż byłam ubrana w szarą pidżamę z napisem „od jutra będę grzeczna” a na nogach miałam kapcie w kształcie króliczków z zębami wampira. Przewróciłam oczami i wzięłam się za rozczesywanie włosów. Odwróciłam się na pięcie ,narzuciłam satynowy szlafroki i zbiegłam do kuchni . Przepych mojego domu nie robiła na mnie najmniejszego wrażenia . Lubiłam go ale musiałam w nim mieszkać, bo ojczym nie dał by mi się wyprowadzić. Po za tym nie znam nikogo prócz niego. Ojca nigdy nie poznałam, a mamy dzisiaj pogrzeb. Zmarła przez jakieś chorobę ale nie wiem dokładnie, bo nikt mi nie chce nic mówić. W kuchni usiadłam przy stole po drodze wzięłam tacę ze śniadaniem.Zaczęłam smarować cienkie i kruche płaty ciasta miodem .
- Ubrałabyś się – mruknęła mojego siostra mojego ojczyma. Opiekowała się nami odkąd mama była w szpitalu. Miała na imię Nina nie lubiłam jej. Zawsze mnie pouczała i mówiła, że tak młoda dama się nie zachowuję.
- Trochę szacunku młoda damo! – aha, zaczyna się. Znowu!
- Może i jestem młoda, królowo ropuch – spojrzałam na nią z politowaniem – ale na pewno nie jestem damą!No proszę, ja i sukienka? Może jeszcze różowa? Na Boga, nie przesadzajmy – wyszczerzyłam zęby w udawanym uśmiechu. Nina parsknęła gniewnie i posłała mi mordercze spojrzenie.
- Zawołaj Michała - powiedziała do mnie. Uderzyła się w czoło, bo znowu zapomniała imię mojego przyrodniego brata.
- Nauczyłabyś się w końcu naszych imion, wiesz? To nie takie trudne, wystarczy chcieć.
- Zamilcz – rzuciła ze złością – nie interesuje mnie to. Będę do was mówiła jak mi się podoba. Jutro wyjeżdżam do matki i potrzebna jest mi moja spinka. Oddają ją.
- Skąd miałabym mieć twoją spinkę? – powiedziałam zdziwiona – Zresztą, nie istotne. Mam gdzieś twoje pretensje, jak ci się coś nie podoba, to zamelduj to koniowi – Powiedziała tak mówiłam na jej chłopaka, bo przypomina konia. Ona wiedziała kogo tak nazywam i chyba zezłościłam ją jeszcze bardziej, bo wstała wywracając krzesło.
- Jeśli zaraz mi jej nie zwrócisz, to przysięgam, że gorzko tego pożałujesz! Powiem Twojemu ojcu… – przerwała bo w kuchni pojawił się mój ojczym we własnej osobie.
- Nie jest moim ojcem - powiedziałam nie zwracając uwagi, że on jest. Udał, że tego nie słyszy.
- Co mi powiesz? – powiedział on. Nic nie powiedział na to, że po raz kolejny przypomniałam mu, że nie jest nim. Może sam sobie to uświadomił.
- Ukradła mi spinkę – Nina zachowywała się jak małe dziecko, któremu poświęcono zbyt mało uwagi.
- A słonie umieją latać – prychnęłam.
- SPOKÓJ! – krzyknął Hades. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Aleksandra nie jest złodziejką. Poszukaj ją dobrze, a nie rzucasz oskarżenia - powiedział i wyszedł. Widać było, że ma dość naszych kłótni. Ja zresztą też zwłaszcza dzisiaj. Wróciłam do swojego pokoju. Zapukał mój ojczym.
- Twoja mama prosiła dać ci jeśli by nie doczekała twoich osiemnastu lat - powiedział dając mi pudełko. Nigdy go nie widziałam oraz nie wiedziałam jak się zachować.
- Dziękuję - powiedziałam biorąc pudełko. On tylko kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Otworzyłam był w nim kilka sukienek w identyczne ale każda miała inny rozmiar oraz koperta. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać list. Mama pisała, że bardzo mnie kocha i będzie przy mnie. W lsie również było, że jak odwiedzi mnie mam z nim pojechać. W lisie brakowało kto jakby ona sama nie wiedziała co napisać. Dalej było, że naszą rodziną tradycją jest, żeby na pogrzeb ubierać się na biało. Nie wiedziała jaka będę kiedy umrze więc kupiła jeden krój w każdym rozmiarze. Cała ona zawsze myśli na przód. W pudełku odnalazłam swój rozmiar od razu założyłam sukienkę. Wyglądałam w niej prześlicznie. Nie wiem ile czasu tam tak stało. Jak wpadł do mojego pokoju Michael to mój przyrodni brat.
- Jedziemy. Ślicznie wyglądasz - powiedział do mnie. Sam miał na sobie biał garnitur. Zeszłam z nim na dół. Wszyscy byli ubrani na biało.
Pojechaliśmy na cmentarz uroczystość była bardzo smutna. Ojczym już pojechał na stype ja jej nie chciałam. Powiedziałam, że wróce sama do domu. Zresztą mieszkamy trzy ulice dalej. Dał mi klucze i pojechał z gosimi. Posiedziałam jeszcze na cmentarzu i poszłam do domu. Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zobaczyłam, że ktoś pakuję moje rzeczy.
- Przepraszam kim jesteś? I co robisz w moim pokoju? - spytałam chłopaka. Nie wiedziałam co się dzieję, a jeśli do złodziej. Nie on by nie pakował moich ubrań.
- Nie bój się jestem satyrem i mam na imię Simon. Przyszedłem zaprowadzić cię do obozu gdzie dowiesz się kim jesteś. Łatwiej było gdyby twoja matka powiedziała ci o wszystkim - powiedział siadając na moim łóżku. Czy to oni pisała moja matka. Chciałam się wyprowadzić z tego domu.
- Czy o tobie moja mama pisała liście? Wiesz kim jest mój ojciec? - zadałam mu kolejne pytania.
- Tak wiem... - powiedział nie dokończył. Nie wiem czemu ale postanowiłam mu zaufać. Wstałam i zaczęłam pakować resztę moich rzeczy. Kilka minut później. Wyszyliśmy przed dom.
- Co z moim ojczymem? - nie mogłam tak bez słowa zniknąć.
- On wszystko wie skoro dał ci list od twojej mamy .
- Poczekaj - wróciłam do domu i szybko napisałam list zostawiłam tam gdzie on zagląda. Chciałam mieć pewność, że przeczyta i będzie wiedział. Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Kilka ulic dalej zatrzymaliśmy się pod szkołą jakąś. Spojrzałam na Simona.
- Poczekaj zaraz wrócę - wrócił klika minut z jakimś blondynem. Kim był ten chłopak.
- Teraz możemy jechać do obozu - powiedział satyr. Jeśli to nie był żart, że nim jest. Jednak tak się przestawił. Co on się z mitologi urwał czy co? Może nie powinnam z nim jechać. Jednak pasowało wszystko najpierw list, a później on. Już tu siedzę nie zmienię tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz