-ekhm...nie przeszkadzam państwu?
- nie -Zdusiłam szloch i spojrzałam w stronę Katy.
- Lili co ci się stało?
- Sam chciał bym wiedzieć- Powiedział Draco
- Nic, powtarzam nic się nie stało!
- Widać że coś ci się stało- Zaprzeczyła Kata
-Zostawicie mnie w spokoju?
- Nie? to chyba oczywiste.- Powiedział Draco.
- Wiedziałam...że nie powinnam nikomu mówić o tym!- Po tych słowach wskoczyłam do wody.
"Czy zawsze to ja muszę sprawiać wielkie problemy? Najwyraźniej tak" Przepłynęłam cały akwen pod wodą, szczerze chciałam oderwać się od tego wszystkiego. Miałam wszystko gdzieś. Wyszłam w miejsce do którego nam nie wolno wchodzić, chyba że jest bitwa o sztandar. Mianowicie wyszłam na brzeg w samym środku jakieś kłótni w Lesie. Zobaczyłam tam Chłopaka kłócącego się z jakąś córka Afrodyty, musiał być nowy. Był wysoki, miał czarne włosy i ciemna cerę. Dziewczyna się oddaliła, a chłopak spojrzał w moją stronę. Wycofałam się.
- Poczekaj, proszę. - powiedział chłopak. zatrzymałam się i odwróciłam.- Jestem Leo, Leo Valez.- Podpalił się, a raczej jego włosy zaczęły dymić. Pierwsza moja reakcja? Oblałam go wodą z jeziora.
- Lili Jackson, dlaczego się nie spaliłeś?
- Jestem Synem Hefajstosa i jestem ognioodporny.
- Ale nie wodoodporny- zaśmiałam się cicho.
-Ty musisz być tą o której wszyscy mówią, " Ta która nie powinna istnieć"
- Bo nie powinnam
- Ej spokojnie, ja uważam ze powinnaś
- Czyli Leo, chyba mogę ci tak mówić co nie? Co się stało?
- Mała sprzeczka.
- Mała słychać ją było w całym lesie...
- Oj! Poszło o jedna małą rzecz...
- Mianowicie?
- Zabrałem ten haczyk, ten z kolczyków, a ona się wkurzyła.
- Mogłeś poprosić?
- Prosiłem, ale nie chciały dać, a teraz w ogóle nie mam...
- Ja mam, mogą ci dać ten haczyk.
- Serio! dzięki ratujesz mi życie
- Ale nie przed córkami Afrodyty...- uśmiechnęłam się.- nie jesteś podobny do innych dzieci Hefajstosa z obozu jesteś
- Niedołężny?
- Tego nie powiedziałam, raczej nie napakowany jak inni.
- Czyli jestem mizerny, tak. No to idziemy - wziął mnie pod rękę.- to gdzie teraz Pani?
- Do mojej rezydencji, Panie Valez.
Śmialiśmy się całą drogę. Dałam mu ten haczyk.
- Chodź coś ci pokarzę.
- Co takiego?
- Świat Leona.
- co ?
- No chodź!- Wyciągnął mnie z domku, i ponownie wziął pod rękę.Szliśmy i śmiałam się lecz, nagle zauważyli nas Kata i Jack.
<Kata? Jack?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz