Zobaczyłam tą kartkę.
- To pewnie jakiś żart. Idę na śniadanie.
- Ok.
Zostawiłam ich samych. Na śniadaniu był tylko Dionizos.
- Jest tak wcześnie , a pan tu jest?
- A co? - Powiedział Pan D. przegryzając kanapkę.
- Nic... Mam pytanie wie pan może gdzie jest Atlantyda? - Spytałam. Pan D. o mało się nie zakrztusił.
- Atlantyda zaginęła kilka stuleci temu, to był raj !Jedyna wyspa na morzu która tak trzciła bogów... Każdy z bogów zostawił tam część swoich mocy... A co cie tak interesuje?
- położenie.
- Nikt nie wie gdzie zniknęła. Syreny mówiły coś o Mevelnock, ale co to znaczy tego już nikt nie wie...
- Wielki potop...-mruknęłam do siebie
- co powiedziałaś?
- nic... A czy ktoś próbował ją znaleźć?
- Wiele bogów, Nimf, syren, Satyrów... Nikt nie znalazł...
- dziękuje panu... ja już muszę iść.- Wyszłam z pawilonu jadalnego. Jedno słowo obijało mi się o uszy Mevelnock to może znaczyć tyle co wielki potop, albo Koniec Świata. Weszłam do domku i zaczęłam pakować rzeczy. Musze też mieć jakiś środek transportu- szalupa, łódka.Tylko jedna osoba przeszła mi przez myśli Leo. Wyszłam z domku nie postrzeżenie i teleportowałam się do "Świata Leona". Leo siedział i pracował nad statkiem "Argo II".
- Leo?
-Lili, co ty tu robisz i jak weszłaś?
- Teleportowałam się, geniuszu... Mam sprawę masz może jakąś łódź, szalupę, bo pilnie potrzebuje.
- Ta jasne weź "Pax", jest na końcu...- powiedział wracając do Pracy
- jest wspaniały...
- też tak uważam.
- no to cześć!
Dotknęłam "Pax" i teleportowałam się z powrotem nad morze. Sprawdziłam czy nikogo nie ma i ruszyłam w drogę. Minęło kilka godzin a ja wiedziałam że jestem już 175 kilometrów od Long Island. Chyba już zauważyli moje zniknięcie - Pomyślałam... Poprosiłam morze żebym płynęła, na wschód w stronę Europy, miałam przeczucie że właśnie tam znajduję się Atlantyda... Zasnęłam...
<Draco? Kata?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz